Co roku, gdy nadchodzi wrzesień węszę jego zapach. Bo zapachu przecież się nie wypatruje. Ale można z pewnością go wyczekiwać. Zapach września to zapach słońca podszytego chłodem. Niby wciąż letniego, ale jednak świecącego z dystansu. W dniu, w którym wywącham wrzesień oznajmiam samemu sobie, że nadeszła szkoła. Obojętnie, czy się do niej chodzi czy chodziło.
Wpis o podobnej treści opublikowałem na swoim nieżyjącym blogu Wirtualnej Polski w czasie studiów. Skoro ten temat dopadł mnie w listopadzie po -nastu latach, to znaczy, że chyba jest mocno mój. Urodziłem się we wrześniu, a w zapachu wrześniu znajduję nowopowstanie. Podźwignięcie się do systematycznych wysiłków zaplanowanej codzienności, jaką przecież zapewnia właśnie szkoła. Dlaczego by więc nie udawać, że szkoła nadchodzi jak każda pora roku. I nadchodzi zawsze dla tych, którzy jej wyczekują.